sobota, 24 maja 2014

Bieg Ulicą Piotrkowską - Rossmann Run. 24.06.2014



Mój ulubiony bieg uliczny. Jego siłą to mega doping ludzi na Piotrkowskiej. Biegniesz, ledwo żyjesz, ale nie ma opcji by się zatrzymać. Gdy słyszy się słowa/okrzyki motywacji ludzi okupujących trasę aż serce rośnie, a nogi samoistnie suną dalej. I nawet jak w głębi duszy chce się wbić do ogródka i ukraść komuś napój chłodzący ;) to biegnie się, nawet lekko przyspiesza w moim przypadku, bo w Piotrkowskiej jest to coś. Zawsze było, ale biegnąc uderza to z mega siłą.

A na sam bieg prawie bym nie dotarła. Byłam od rana w Łodzi, późnej leniuchowałam na działce i teoretycznie miałam full czasu, by się wyrobić, a i tak dotarłam na metę na 2-3 minuty przed startem. Znalezienie miejsca na parkingu graniczyło z cudem, a ponieważ trochę mi zeszło, trzeba było biec przez całe centrum handlowe i rynek Manufaktury. Nie było już możliwości, by wejść w strefy czasowe, więc potulnie ustawiłam się na samiutkim końcu. Za mną były już tylko służby porządkowe i karetki. No nic, nauczka na przyszłość! Mimo to fajnie później sprawdzić w wynikach, że wyprzedziło się ponad tysiąc osób odrabiający straty.

Trasa lekko zakręcona, ale bardzo przyjemna. Po 8 km, kiedy musiałam zawiązać sznurówkę, gps odmówił współpracy, a szkoda, bo na pewno podkręciłam tempo. Zresztą co do sznurówek, kilkaset metrów przed metą też mi się rozwiązała, ale już nie było opcji, by się zatrzymać. Cisnęłam do końca modląc, by nikt mnie nie nadepnął ;) Swoją drogą pozdrowienia dla Panów, którzy uznali "ma charakter", kiedy po przymusowym zatrzymaniu ruszyłam jak z procy (uciekła mi dziewczyna, którą długo goniłam, przegoniłam i znowu mnie wyprzedziła, więc nie mogłam popuścić ;)).

Czas netto 00:54:30  - w końcu zeszłam w tym sezonie poniżej 55 minut :D



niedziela, 18 maja 2014

LCJ Run, czyli bieg po pasie startowym na łódzkim lotnisku. 17.05.2014



Bieg po pasie lotniskowym - dla mnie, która odkryła dość późno, ale za tok jak intensywnie!, uroki latania samolotem, był to wystarczający powód, by dołączyć ten bieg do serii 'must run'. I chyba nie byłam osamotniona w odczucie jego wyjątkowości, bo pierwsza tura zapisów została zamknięta po dwóch czy trzech godzinach (650 osób), a druga... po dwóch minutach!!! (jednocześnie limit zwiększono do 850 osób). Przyznam, że w pierwszej turze się nie załapałam - weszłam na stronę po południu i było już pozamiatane. Kiedy jednak ogłosili, że odbędzie się drugi etap zapisów (dziękuję osobom, które nie popłaciły w pierwszym terminie :D), nastawiłam ze trzy alarmy, a o wyznaczonej godzinie koczowałam na stronie, co chwila ja odświeżając. Udało się! Radość ogromna i niecierpliwe wyczekiwanie na ten piękny dzień.

Post piszę jeszcze w emocjach i oparach endorfiny po nocnym bieganiu, więc tak na szybko... Bieg po północy, pas lotniska pokrywa mrok i mgła!, para bucha z buzi, pojedyncze światła palą się co kilkaset metrów, uspokajająca cisza przerywana delikatnym tupotem butów i okresowymi zrywami dopingu biegaczy dla biegaczy (bo żadnej publiczności nie było). Zamazane sylwetki biegaczy, szczególnie tych bardziej oddalonych, przypominały trochę sceny z thrillerów - niczym bandy zombie biegnące przed siebie, na oślep :) Było mega, najlepszy bieg, jaki było mi dane przebiec! Klimat nie do przebicia :D

I ważne, cała otoczka związana z organizacją była utrzymana w klimacie lotniczym. Biuro zawodów ustawione w hali odlotów, odbieraliśmy pakiety w check-in'ach. Upominki po biegu zbieraliśmy z taśmy bagażowej. No i te koszulki!!!! Genialne są :D 




Ponieważ wszystko działo się na lotnisku, trzeba było zachować wszelkie wymogi bezpieczeństwa. Czekała nas odprawa, w której służby prześwietlały nas i nasz skromny dobytek (trzeba było być już w stroju biegowym i można było wziąć ze sobą tylko telefon/zegarek) - to też dodawało klimatu. Jedynym minusem było czekanie ponad 2,5 godziny w terminalu, no ale zakładam, że inaczej się nie dało - w końcu to lotnisko i nie można z przyjść z buta i pośmigać po pasie :)




Czasem nie ma się co chwalić, ale tym razem nie był najważniejszy. Na ostatnim kilometrze udało się ciut przyspieszyć, dzięki czemu wyprzedziłam kilkanaście osób. Moje prywatne mini zwycięstwo - przez jakieś 3 km czaiła się za mną jedna panna, udało się ją zgubić :D

Czas netto: 00:28:19, brutto: 00:29:29.