wtorek, 3 czerwca 2014

VIII Powiatowy Bieg Uliczny im. Jadwigi Wajsówny. Pabianice, 1.06.2014



:D :D :D :D :D :D :D
i jeszcze mogłabym postawić z tysiąc takich buziek, a i tak nie odda to mojej radości z wyniku :D
W zasadzie to nie wiem, czy większa jest moja radość, czy może zaskoczenie, bo totalnie nie spodziewałam załapać się na podium. Jeszcze nie czas, nie ta forma, a mimo to udało się! 

Do tego biegu mam wielki sentyment. Po pierwsze ma miejsce w moim mieście, po drugie, to tutaj dwa lata temu pierwszy raz stanęłam na podium zawodów biegowych (drugie miejsce). Po dwuletniej przerwie to chyba na ten mały, skromny bieg czekałam najbardziej. Choć na nic nie liczyłam, bo wiedziałam, że na ten moment nie wycisnę takiego czasu jak poprzednio, to postanowiłam biec w trupa. Wypluję płuca i będzie fajny czas albo zejdę po drodze, bo nie ma nic do stracenia ;) I jakimś cudem udało się wskoczyć na pudło... aaa jeszcze się jaram :D




Dystans: 3km 600m
Czas (nieoficjalny, z zegarka): 00:17:18






nie miałam nadwornego fotografa, więc ratuje się screenem z fotorelacji ;) 
całość dostępna na stronie ProMOK



i jeszcze raz mój brąz <3 


sobota, 24 maja 2014

Bieg Ulicą Piotrkowską - Rossmann Run. 24.06.2014



Mój ulubiony bieg uliczny. Jego siłą to mega doping ludzi na Piotrkowskiej. Biegniesz, ledwo żyjesz, ale nie ma opcji by się zatrzymać. Gdy słyszy się słowa/okrzyki motywacji ludzi okupujących trasę aż serce rośnie, a nogi samoistnie suną dalej. I nawet jak w głębi duszy chce się wbić do ogródka i ukraść komuś napój chłodzący ;) to biegnie się, nawet lekko przyspiesza w moim przypadku, bo w Piotrkowskiej jest to coś. Zawsze było, ale biegnąc uderza to z mega siłą.

A na sam bieg prawie bym nie dotarła. Byłam od rana w Łodzi, późnej leniuchowałam na działce i teoretycznie miałam full czasu, by się wyrobić, a i tak dotarłam na metę na 2-3 minuty przed startem. Znalezienie miejsca na parkingu graniczyło z cudem, a ponieważ trochę mi zeszło, trzeba było biec przez całe centrum handlowe i rynek Manufaktury. Nie było już możliwości, by wejść w strefy czasowe, więc potulnie ustawiłam się na samiutkim końcu. Za mną były już tylko służby porządkowe i karetki. No nic, nauczka na przyszłość! Mimo to fajnie później sprawdzić w wynikach, że wyprzedziło się ponad tysiąc osób odrabiający straty.

Trasa lekko zakręcona, ale bardzo przyjemna. Po 8 km, kiedy musiałam zawiązać sznurówkę, gps odmówił współpracy, a szkoda, bo na pewno podkręciłam tempo. Zresztą co do sznurówek, kilkaset metrów przed metą też mi się rozwiązała, ale już nie było opcji, by się zatrzymać. Cisnęłam do końca modląc, by nikt mnie nie nadepnął ;) Swoją drogą pozdrowienia dla Panów, którzy uznali "ma charakter", kiedy po przymusowym zatrzymaniu ruszyłam jak z procy (uciekła mi dziewczyna, którą długo goniłam, przegoniłam i znowu mnie wyprzedziła, więc nie mogłam popuścić ;)).

Czas netto 00:54:30  - w końcu zeszłam w tym sezonie poniżej 55 minut :D



niedziela, 18 maja 2014

LCJ Run, czyli bieg po pasie startowym na łódzkim lotnisku. 17.05.2014



Bieg po pasie lotniskowym - dla mnie, która odkryła dość późno, ale za tok jak intensywnie!, uroki latania samolotem, był to wystarczający powód, by dołączyć ten bieg do serii 'must run'. I chyba nie byłam osamotniona w odczucie jego wyjątkowości, bo pierwsza tura zapisów została zamknięta po dwóch czy trzech godzinach (650 osób), a druga... po dwóch minutach!!! (jednocześnie limit zwiększono do 850 osób). Przyznam, że w pierwszej turze się nie załapałam - weszłam na stronę po południu i było już pozamiatane. Kiedy jednak ogłosili, że odbędzie się drugi etap zapisów (dziękuję osobom, które nie popłaciły w pierwszym terminie :D), nastawiłam ze trzy alarmy, a o wyznaczonej godzinie koczowałam na stronie, co chwila ja odświeżając. Udało się! Radość ogromna i niecierpliwe wyczekiwanie na ten piękny dzień.

Post piszę jeszcze w emocjach i oparach endorfiny po nocnym bieganiu, więc tak na szybko... Bieg po północy, pas lotniska pokrywa mrok i mgła!, para bucha z buzi, pojedyncze światła palą się co kilkaset metrów, uspokajająca cisza przerywana delikatnym tupotem butów i okresowymi zrywami dopingu biegaczy dla biegaczy (bo żadnej publiczności nie było). Zamazane sylwetki biegaczy, szczególnie tych bardziej oddalonych, przypominały trochę sceny z thrillerów - niczym bandy zombie biegnące przed siebie, na oślep :) Było mega, najlepszy bieg, jaki było mi dane przebiec! Klimat nie do przebicia :D

I ważne, cała otoczka związana z organizacją była utrzymana w klimacie lotniczym. Biuro zawodów ustawione w hali odlotów, odbieraliśmy pakiety w check-in'ach. Upominki po biegu zbieraliśmy z taśmy bagażowej. No i te koszulki!!!! Genialne są :D 




Ponieważ wszystko działo się na lotnisku, trzeba było zachować wszelkie wymogi bezpieczeństwa. Czekała nas odprawa, w której służby prześwietlały nas i nasz skromny dobytek (trzeba było być już w stroju biegowym i można było wziąć ze sobą tylko telefon/zegarek) - to też dodawało klimatu. Jedynym minusem było czekanie ponad 2,5 godziny w terminalu, no ale zakładam, że inaczej się nie dało - w końcu to lotnisko i nie można z przyjść z buta i pośmigać po pasie :)




Czasem nie ma się co chwalić, ale tym razem nie był najważniejszy. Na ostatnim kilometrze udało się ciut przyspieszyć, dzięki czemu wyprzedziłam kilkanaście osób. Moje prywatne mini zwycięstwo - przez jakieś 3 km czaiła się za mną jedna panna, udało się ją zgubić :D

Czas netto: 00:28:19, brutto: 00:29:29. 





wtorek, 25 marca 2014

Dog Orient - Dąbrowa Górnicza / Pustynia Błędowska - marzec 2014



Po niemal rocznej nieobecności, pora na reaktywację. Mam nadzieję, że tym razem już na stałe wróciłam do biegania. Moja obecna forma jest co prawda w mocno opłakanym staniem, ale co tam - radość z samego biegania jest najważniejsza!




Na dobry początek - start w zawodach z cyklu Dog Orient (zapraszam na ich stronę!). Razem z koleżanką i jej Airą, wystartowałyśmy w klasie Hobby na dystansie 15 km. Do wyboru było też 40 km, ale to z góry odpadało - po pierwsze, pewnie zrobiłybyśmy z 50 znając nasze zdolności obsługi mapki, a po drugie byłyśmy lekko wykończone wycierczką w Tatry, która poprzedziła zawody.




Co prawda zrzut z motoactv wskazuje na niespełna 10 km, a nie 15... ale w tych zawodach czas, dystans był najmniej ważny. Liczyła się zabawa i dość wyjątkowe okoliczności przyrody, w jakich rozegrane były zawody - tereny Pustyni Błędowskiej. Jednym słowem - pobłądzić się na pustyni, bezcenne! :) 



Po zawodach zrobiło się ciut zimno, ale nie ma to jak prywatny, mobilny grzejnik :)


Następne zawody z psiakami w Szczepocicach Rządowych - 5.04.2014. Tak było w zeszłym roku.

niedziela, 3 marca 2013

GP Łodzi 2013 5/6



Ostatni bieg... na długo. Ostatni post... na długo?
Tyle planów, tyle do nabiegania. Eh, szkoda słów.
Wiem jedno - do biegania wrócę i wszystkie wyznaczone cele zrealizuję!

A dopóki nie mogę biegać, będę pomagać! Wolontariat przy organizacji imprez :)



Dystans - 5 km
Czas - 00:26:23netto

Podsumowanie GP Łodzi 2013 (udział w 4 z 6 biegów):
Klasyfikacja generalna 170/496
Klasyfikacja kobiet 19/52
K2 9/14



wtorek, 26 lutego 2013

Bieg Powstańca - Dobra k. Strykowa



I Bieg Powstańca. W ramach obchodów 150 rocznicy bitwy pod Dobrą


W skrócie - bieg górski w łódzkim. Pod górkę i z górki po śniegu, lodzie i błocie. 
Niebieska linia na poniższym wykresie oddaje różnicę wysokości.


zrzut z motoactv


Szczególnie jedno wzniesienie dało naprawdę popalić! I choć biegłam mega wolno, udało się dobiec bez zatrzymania (+10 do moreale!)

Nie tylko wzniesienia dały w kość. Ponieważ nadeszła odwilż, biegnąc "po polach" brnęliśmy w brei śniego-błotnej (dobra, chyba nawet nie ma takiego słowa, ale najlepiej oddaje sytuację). W sumie było ciężko, ale dzięki temu, że trasa była mega absorbująca (bieg, piruety i poślizgi), przebiegło mi się ją dziwnie szybko. Oczywiście nie czas miałam dobry, po prostu nie było czasu na natrętne myśli, typu jeszcze x km..., o f*** dopiero tyle!?!. Ogólnie, gdy już wyczułam podłoże, biegło się naprawdę przyjemnie.




Dużym plusem była lokalizacja biura zawodów - umieszczono je w szkole podstawowej, dzięki czemu było sporo miejsca (i to w ciepełku) żeby przeczekać do startu, jak i rozsiaść się już po. Swoją drogą fajnie było znowu przesiadywać na szkolnych schodach... jak za dawnych lat :)

Na mecie były szczerozłote medale i dyplomy. Podobno było też losowanie nagród, nawet widzieliśmy sporo osób z łupami, ale hmmm nam tylko zabrali chipy i dali jakieś kupony rabatowe... Czyżby losów było mniej niż uczestników i było to na zasadzie kto pierwszy ten lepszy? :)

Na koniec o prawdzie starej jak świat, czyli 'uczciwość nie popłaca'. Pobiegowe jedzonko (izotonik, żurek i pączek) było wydawane na po oddaniu numeru startowego. Ponieważ "kolekcjonuję" numery, to nie chciałam się z nim rozstawać. Grzecznie więc zapytałam, czy mogłabym jednak go zatrzymać... Odpowiedź była negatywna, co nawet by mnie nie dziwiło (może rozliczali się z przydziałów żywieniowych za te numerki), gdyby nie to, że na tekst "zgubiłam numerek" jedzenie wydawano... ech muszę się w końcu nauczyć kłamać :P




Pomijając fakt, że numerek 43 z Biegu Powstańca będzie chyba najcenniejszym w moim dorobku, cała impreza zasługuje na wielki pozytyw. Dobra organizacja i fajny klimat (tu szczególne pozdrowienia dla ludzi dopingujacych na trasie!). Był to pierwszy Bieg Powstańca, ale mam nadzieję, że wpisze się na stałe w kalendarz łódzkich imprez. Ja sama chętnie pobiegłabym za rok.


Dystans - 10 km
Czas - 00:55:43netto
00:55:52 brutto
Open: 110/152
K2: 7/12

Śniadanie ok. 4 h przed biegiem: gruszka, 3 mandarynki, mała bułka z masłem orzechowym i dżemem (osobno :)). Przed samym biegiem już mnie trochę ściskało z głodu, ale w trakcie biegu mały głód został stłamszony.

środa, 20 lutego 2013

Dog Orient - Łagiewniki

fot. http://lodz.naszemiasto.pl/ klik

 

 Dog Orient. Las Łagiewnicki. 16.02.2013


Drugie podejście do dogtrekkingu. Tym razem z pro-wdziankiem - szelki sled, smycz z amortyzatorem, pas masesza. Tym razem w powiększonym teamie - "bratem", z którym startowałam w kategorii Rodzina. Tym razem marsz był przeplatany biegiem. Tym razem wybraliśmy trasę SPORT.

I choć przemierzyliśmy ok. 25 km, to czułam, że to nic w porównaniu z poprzednimi 20 km - zapewne za sprawą śniegu, który wtedy wyciągnął ze mnie wszelkie siły życiowe. Co prawda śnieg nadal się w lesie utrzymywał, ale zaspy ustąpiły miejsca ubitemu podłożu, miejscami przypominającego lodowisko. Oj dawno nie wywijało się takich piruetów :)

Sama trasa była bardzo ciekawa - wąskie leśne ścieżki przeplatane szerszymi odcinkami, jak i kawałkami ulic, a nawet polami. Jak przystało na Park Krajobrazowy Wzniesień Łódzkich, nie mogło zabraknąć licznych pagórków, jak i całkiem sporych górek, pod które nawet pies nie chciał mnie podciągnąć. Choć w Łagiewnikach byłam nie raz, byłam zakoczona wielkością i różnorodnością trasy - duży plus dla organizatorów. Jednak nie tylko trasa jako taka była pełna przygód - znalezienie niektórych punktów kontrolnych było nie lada wyzwaniem. Szczególnie dwa z nich - umieszczone w dziurze i przy skarpie - sprawiły, że dobrą chwilę krażyliśmy po lesie w ich poszukiwaniu.

Ponieważ wystartowaliśmy na trasie SPORT w kategorii Rodzina, udało nam się stanąć na podium. No dobra, ostatecznie startowały tylko dwie rodziny, no ale nie wiedzieliśmy tego przed startem ;)
Szkoda tylko, że dyplomów nie było... Na poprzednich zawodach - w Szczepocicach - rozdawano i po cichu miałam nadzieję, że taki papierek 'ku pamięci' będę mogła sobie oprawić w złoto i zawiesić na ścianie chwały. No nic, już to przepłakałam i poczekam na kolejne podium ;)

Czas - 04:36:03


fot. http://www.obiektywnalodz.pl klik


Wspomnieć należy także o niespodziance, którą organizatory zafundowali wybranym osobom, które zarejestrowały się przez Internet - na mapkach były nazwy ulic czy też obszarów pochodzące od ich nazwisk czy imion psów. Naszym nazwiskiem (ciut przeinaczonym) zostały nazwane dwie ulice - sympatycznie. Muszę koniecznie zachować tę unikatową mapę dla potomności :)

PS Pewien Pan Reporter był zaciekawiony Akirą, jako dość małym pieskiem w porównaniu do huskich, które stanowiły większość startujących psiaków. Był mini wywiad i sesja, a w poniedziałek znaleźliśmy się w gazecie... ach ta moja gwiazda :D Tylko szkoda, że Pan Reporter zrobił z mojego, jakże mężnego, psa... suczkę!!!




Jedyne do czego mogłabym się przyczepić - skromny (nawet bardzo) pakiet startowy. W Szczepocicach były i próbki karm dla psów (które bardzo się przydały po zakończonym biegu) i wielka kość do gryzienia. Tym razem dla psów nic się nie znalazło. Szkoda.
Na szczęście było za to sporo nagród jak na liczbę uczestników i dzięki temu, wielu się poszczęściło. My mamy świetną smycz w łapki - mała rzecz, a jako pamiątka z imprezy, bardzo cieszy.